Dla każdego wędkarza amatora, wyprawa na otwarte morze to szczyt marzeń związanych z tym sportem. Możliwość skonfrontowania swoich umiejętności wędkarskich z licznymi żywiołami przyrody, to przygoda dla każdego miłośnika mocnych wrażeń.
Nasza przygoda zaczęła się już w piątek, czyli dzień przed wyprawą w morze. Razem z gronem kolegów kompletowaliśmy niezbędny sprzęt, potrzebny na kutrze. Każdy z Nas tylko czytał o takich wyprawach, nikt nie miał jeszcze okazji doświadczyć takiego rejsu osobiście. Ja zapytałem swojego ojca, który z kolei zapytał swojego co trzeba zabrać ze sobą i na co trzeba się przygotować. Koledzy poszperali w internecie i wspólnymi siłami ustaliliśmy listę niezbędnych rzeczy, które musimy ze sobą zabrać. Załączam tę listę poniżej (może komuś się przyda):
✔ sztormiak lub dobra kurtka przeciwdeszczowa
✔ kalosze
✔ bielizna termiczna
✔ czapka zakrywająca uszy
✔ rękawiczki wędkarskie (można je zastąpić np. rowerowymi)
✔ wodery
✔ okulary przeciwsłoneczne
✔ tłusty krem do ust
✔ czapka z daszkiem lub kapelusz
✔ wodoodporne etui na telefon, które można zawiesić na szyi
✔ leki na chorobę lokomocyjną (przydają się w razie silnego wiatru powodującego wysokie fale)
Po zapakowaniu wszystkiego do samochodów, późnym popołudniem wyruszyliśmy na północ Polski, nad morze. Po kilku godzinach jazdy, dotarliśmy do Gdańska, gdzie mieliśmy lokum na dwa kolejne dni. Przed Nami była bardzo krótka noc, ponieważ na kutrze musieliśmy się pojawić już o 5 rano. Krótki sen był również spowodowany silnymi emocjami, które Nam towarzyszyły. Nie było potrzeby wszystkich dobudzać na siłę. Każdy z kolegów był rano przygotowany i razem ruszyliśmy w drogę do portu, który był oddalony jakieś 20 min jazdy samochodem od Naszego miejsca postoju.
Punkt godz. 5:00 rano pojawiliśmy się na miejscu zbiórki w porcie. Po odhaczeniu wszystkich z listy, załoga zaprowadziła Nas na kuter. Przed wypłynięciem w morze, odbyła się krótka odprawa prowadzona przez kapitana. Odbyliśmy wykład na temat bezpieczeństwa i zachowania się na statku. Kilkanaście minut później żegnaliśmy port, który stawał się coraz mniejszy, aż w końcu zupełnie zniknął z pola widzenia. Przed Nami rozpościerał się ogrom krajobrazu Morza Bałtyckiego.
Tego dnia pogoda była doskonała. Ranek był co prawda pochmurny, ale słońce szybko zaczęło się przebijać przez obłoki. To była połowa września, temperatura oscylowała w okolicach kilku stopni Celsjusza. Wiatr powodował fale, które rozbijając się o kuter kołysały całym statkiem. To była prawdziwa próba dla Naszych żołądków, dla niektórych skończyła się fiaskiem. Ale nie o tym będzie ta historia 🙂
Ojca tak zmogło, że zasnął na stojąco 😉
Po dwóch godzinach dotarliśmy na miejsce połowu. Cena wyprawy zawierała cały niezbędny sprzęt, w tym wędki oraz zanętę. Każdy z uczestników zajął swoje stanowisko, odbezpieczył kabłąk, zarzucił przypon i zaczęliśmy Naszą przygodę.
Nie musieliśmy długo czekać na pierwsze brania. Dzięki doświadczeniu kapitana oraz kutrowi zaopatrzonego w sonar trafiliśmy na ławicę dorszy. Każdy z Nas, co kilka minut wyjmował z wody piękne sztuki. Co chwilę, któryś z Nas, pod wpływem silnych emocji wykrzykiwał salwę głośnych komentarzy: “zobacz jaka sztuka”, “toż to prawdziwy potwór” oraz inne, których z uwagi na odbiorców tego bloga przytaczał nie będę… 🙂 Musicie mi uwierzyć na słowo, że było naprawdę głośno i zabawnie.
Po kilku godzinach ciągłego machania wędką i korblowania poczuliśmy zmęczenie. Walka z dorszem w połączeniu z wiatrem i falująca łajbą poskutkowała, że opadliśmy z sił. Przyszła pora na przerwę i na obiad, przygotowany przez kapitana. Daniem dnia była gotowana, biała kiełbasa z pajdą chleba. Ciepły posiłek spowodował potrzebę snu, którą szybko odpędziliśmy i z powrotem ruszyliśmy do łowienia.
Wczesnym popołudniem otrzymaliśmy sygnał od kapitana, który oznaczał zakończenie połowu. Przyszedł czas powrotu na ląd, do portu. Droga powrotna trwała kolejne 2h, w trakcie, której mieliśmy czas na podsumowanie Naszego połowu i wymianę wrażeń. Łącznie wraz z kolegami złowiliśmy kilkanaście kilogramów dorszy, utopiliśmy dwie czapki, jeden telefon komórkowy oraz nabyliśmy masę bezcennego doświadczenia, którego nie da się dokładnie policzyć a tym bardziej wycenić.
Nasza Ekipa, która wypłynęła w morze 🙂